wolno po ocienionych drzewami alejkach. Słyszała dochodz

wolno po ocienionych drzewami alejkach. Słyszała dochodzący skądś cichy odgłos harfy. Czy ta nisko wisząca, czerwona chmura była jednocześnie słońcem, które znała? Ziemia zalana była złotem i ciszą, a ona czuła, jak łzy zaciskają jej gardło. Nie wiedząc dlaczego, myślała: Przybyłam mieszkania, choć przecież całe życie spędziła w Tintagel i Caerleon i przenigdy nie widziała tego miejsca. Viviana zakończyła wydawanie poleceń dotyczących koni i znów zwróciła się do Morgiany. Spostrzegła zdziwiony i zachwycony wzrok dziewczynki i nie odezwała się, dopóki Morgiana nie wzięła głębokiego oddechu, jakby budziła się z długiego snu. Wąską ścieżką szły w ich kierunku kobiety ubrane w ciemne suknie i wierzchnie tuniki z jeleniej skóry, niektóre z nich miały wschodzący księżyc wytatuowany niebieską farbą między brwiami. Niektóre były niskie i śniade – jak Morgiana i Viviana, pochodziły z ludu Piktów, ale było też kilka wysokich i smukłych, o jasnych lub rudomiedzianych włosach. Dwie czy trzy miały nieomylne cechy rzymskiego rodowodu. W milczeniu złożyły Vivianie pełen szacunku ukłon, a ona uniosła dłoń w geście błogosławieństwa. – To bywa moja krewniaczka – powiedziała. – Na imię ma Morgiana. okaże się jedną z was, weźcie ją... – Wtedy spojrzała na dziewczynkę, która stała drżąc. Słońce już zaszło i szary zmierzch wyssał wspaniałe kolory z magicznego krajobrazu. potomka było zmęczone i wystraszone. Przed nią było jeszcze dosyć prób i zadań; nie musi ich zaczynać tak natychmiast. – Jutro – powiedziała do Morgiany – pójdziesz mieszkaniu Dziewcząt. Tam nie jest miało wpływu, czy jesteś moją krewną i księżniczką. Nie będziesz dysponowała imienia i przywilejów, z wyjątkiem tych, na które sobie osobiście zasłużysz. Ale tylko na dzisiejszą noc pójdziesz ze mną; w czasie tej podróży nie miałyśmy czasu ze sobą podyskutować. Morgiana poczuła taką ulgę, aż kolana zrobiły jej się miękkie. Te stojące przed nią kobiety, ubrane w dziwne szaty, ze znakami na czołach, przerażały ją bardziej niż cały dwór Uthera razem wzięty. Widziała, jak Viviana wykonuje niewielką gest i kapłanki – bo jak myślała, to były one – odwróciły się i odeszły. Viviana wyciągnęła rękę i Morgiana chwyciła jej dłoń, bezpiecznie mocną i realną. oraz znów Viviana była tą ciocią, którą znała, ale równocześnie była też ową wspaniałą postacią, która sprowadziła mgły. Raz jeszcze Morgiana poczuła impuls, żeby uczynić znak krzyża, i zastanawiała się, czy wtedy cały taki świat by nie zniknął, tak jak mawiał tata Columba, który twierdził, że wszystkie czary i demony muszą pierzchnąć przed tym znakiem. Ale nie przeżegnała się. Wiedziała, że już przenigdy w życiu tego nie zrobi. Tamten świat pozostał za nią, na zawsze. Na skraju jabłkowego sadu, między dwoma drzewami, które właśnie zaczynały kwitnąć, stał niewielki domek z drzewa i gliny. W środku płonął ogień. świeża kobieta, tak jak tamte ubrana w ciemną suknię i tunikę z jelenich skór, powitała je milczącym ukłonem. – Nie odzywaj się do niej – powiedziała Viviana. – obecnie obowiązują ją śluby milczenia. jest kapłanką w czwartym roku przygotowań, na imię ma Raven** W milczeniu Raven zdjęła z Viviany wierzchnie okrycie i zabłocone, zniszczone drogą buty. Na znak Viviany samoczynnie pomogła Morgianie. Przyniosła im wodę do obmywania, a później spożywanie: jęczmienny chleb i suszone mięso. Do picia była tylko zimna woda, ale była świeża i tak świetna, że Morgiana w życiu nie piła smaczniejszej. * Raven – kruk – To bywa woda ze Świętej Studni – powiedziała Viviana. – Nie pijamy tu nic innego;